chwili nie zaprosił Wokulskiego, choć z innymi zrobił to już od dwu tygodni!... A czy uwierzyłbyś pan, że Stach chory z tego powodu?...
Doktor zaśmiał się piskliwie, wyszczerzając popsute zęby, a ja — dalibóg — zarumieniłem się ze wstydu.
— Teraz rozumiesz pan, na jakiej pochyłości może znaleść się człowiek?... — spytał Szuman. — Już drugi dzień truje się, że go jakiś książe nie zaprosił na bal!... On, ten nasz kochany, ten nasz podziwiany Stach...
— I on sam powiedział to panu?
— Bah! — mruknął doktor — właśnie, że nie powiedział. Gdyby miał siłę powiedzieć, potrafiłby odrzucić tak dalece spóźnione zaproszenie.
— Myślisz pan, że go zaproszą?
— Och! Niezaproszenie kosztowałoby 15% rocznie od kapitału, który książe ma we współce. Zaprosi go, zaprosi, gdyż, dzięki Bogu, Wokulski jest jeszcze rzeczywistą siłą. Ale pierwiej, znając jego słabość dla panny Łęckiej, podrażni go, pobawi się nim, jak psem, któremu pokazuje się i chowa mięso, ażeby nauczyć go chodzenia na dwu łapach. Nie bój się pan, oni go nie wypuszczą od siebie, nato są za mądrzy; ale go chcą wytresować, ażeby pięknie służył, dobrze aportował, a choćby i kąsał tych, którzy im nie są mili.
Wziął swoję bobrową czapkę i, kiwnąwszy mi głową, wyszedł... Zawsze dziwak.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.