Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko takie, które mogły uchronić się od zagłady. I oto jakich mamy dziś żydów: wytrwałych, cierpliwych, podstępnych, solidarnych, sprytnych i po mistrzowsku władających jedyną bronią, jaka im pozostała — pieniędzmi. Tępiąc wszystko, co lepsze, zrobiliśmy dobór sztuczny i wypielęgnowaliśmy najgorszych.
— Czy jednak pomyślałeś, że, gdy twój sklep przejdzie w ich ręce, kilkudziesięciu żydów zyska popłatną pracę, a kilkudziesięciu naszych ludzi straci ją?
— To nie moja wina — odparł, zirytowany, Wokulski. — Nie moja wina, że ci, z którymi łączą mnie stosunki, domagają się, ażebym sklep sprzedał. Prawda, że społeczność straci, ale też i społeczność chce tego.
— A obowiązki?...
— Jakie obowiązki?.. — wykrzyknął. — Czy względem tych, którzy nazywają mnie wyzyskiwaczem, czy tych, którzy mnie okradają? Spełniony obowiązek powinien coś przynosić człowiekowi, gdyż inaczej byłby ofiarą, której nikt od nikogo nie ma prawa wymagać. A ja, co mam w zysku? Nienawiść i oszczerstwa z jednej strony, lekceważenie z drugiej! Sam powiedz: czy jest występek, któregoby mi nie zarzucano i zaco?... Zato, żem zrobił majątek i dałem byt setkom ludzi.
— Oszczercy są wszędzie.