Do dyabła! — zakończyłem, uderzając szklanką w stół — można ponosić ofiary, mając z czego, ale niemożna pozwalać na maltretowanie siebie...
— Kto mnie maltretuje? — krzyknął, zrywając się...
— Wszyscy ci, którzy cię nie szanują tak, jakeś na to zasłużył.
Przestraszyłem się własnej śmiałości, ale Wokulski nic nie odpowiedział. Położył się na kozetce i splótł ręce pod głową, co było objawem niezwykłego wzruszenia. Potem zaczął mówić o interesach sklepowych głosem zupełnie spokojnym.
Około dziewiątej otworzyły się drzwi i wszedł lokaj Wokulskiego.
— Jest list od księcia!... — zawołał.
Stach przygryzł wargi i, nie podnosząc się, wyciągnął rękę.
— Daj — rzekł — i idź spać.
Służący wyszedł; Stach powoli otworzył kopertę, przeczytał i — rozdarłszy list na kilka kawałków, rzucił go pod piec...
— Cóżto jest? — spytałem.
— Zaproszenie na bal jutrzejszy — odparł sucho.
— Nie idziesz?
— Ani myślę.
Osłupiałem... i nagle w tem osłupieniu przyszła mi najgenialniejsza myśl pod słońcem.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.