całe umeblowanie dla lalki, mały serwis i mosiężny samowar. Razem za rs. 13 kop. 60 towaru z opakowaniem.
Muszę jeszcze coś wymyśleć dla pani Misiewiczowej. Tym sposobem zrobię obcążki z babuni i z wnuczki i tak niemi piękną mamę ścisnę za serce, że musi kapitulować przed świętym Janem...
(Aj, do licha! A ten mąż za granicą?... No, co tam mąż, niechby się pilnował... Zresztą, za jakiś dziesiątek tysięcy rubli dostaniemy rozwód z nieobecnym i zapewne już nieżyjącym).
Po zamknięciu sklepu idę do Stacha. Lokaj otwiera mi drzwi i trzyma w ręku wykrochmaloną koszulę. Przechodząc przez pokój sypialny, widzę na krześle frak, kamizelkę... Oj, czy z naszej wizyty nie miałoby nic być?...
Stach w gabinecie czytał angielską książkę, (czort wie, naco jemu ta angielszczyzna? Przecie można ożenić się, będąc nawet głuchoniemym...). Przywitał mnie serdecznie, chociaż nie bez pewnego wahania. „Trzeba wziąć byka za rogi!“ — pomyślałem — i nie kładąc czapki na stole, mówię:
— No, chyba niema co czekać. Idźmy, bo te panie spać się pokładą.
Wokulski złożył książkę i zamyślił się.
— Brzydki wieczór — rzekł — śnieżyca...
— Innym ta śnieżyca nie przeszkodzi jechać na bal, więc dlaczegoż nam miałaby psuć wieczorek — odpowiedziałem zgłupia frant.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/115
Ta strona została uwierzytelniona.