nierkę, której te panie dają roboty, bo jest bardzo zręczna i tania. Łzami się nieraz zalewa, kiedy od nich wraca. Ile się to trzeba naczekać z przymierzeniem sukni, z poprawieniem, z rachunkiem... A jaki ton w rozmowie, jakie impertynencye, jakie targi... Ta magazynierka mówi, (jak dobrze życzę!), że woli mieć do czynienia z czterema żydówkami, aniżeli z jedną wielką damą. Choć teraz i żydówki psują się: gdy która zbogaci się, zaraz zaczyna mówić tylko po francusku, targować się i grymasić.
Chciałem spytać: czy panna Łęcka nie stroi się u tej magazynierki? ale, żal mi było Stacha. Tak mienił się na twarzy biedaczysko!...
Po herbacie, Helunia zaczęła ustawiać na dywanie dziś otrzymane zabawki, cochwilę wykrzykując z radości; pani Misiewiczowa i ja usiedliśmy pod oknem, (staruszka nie może odzwyczaić się od tych okien!), a Wokulski i pani Stawska, uplacowali się na kanapie: ona z jakąś siatką, on z papierosem.
Ponieważ starowina z wielkim ogniem zaczęła mi opowiadać: jakim doskonałym naczelnikiem powiatu był ś. p. jej mąż, więc niebardzo słyszałem, o czem rozmawiała pani Stawska z Wokulskim. A musiało to być interesujące, gdyż mówili półgłosem:
„Ja panią widziałem w roku zeszłym u Karmelitów przy grobach.“
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.