— Wyjmę portmonetki i włożę krawaty, rozumiesz pan, panie uczony?...
I zaraz wyszedłem, bo już mnie jego arogancya rozdrażniła. Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał.
Od doktora, pojechałem do pani Misiewiczowej. Stawska była w swoim sklepie, Helunię wyprawiłem do drugiego pokoju, do zabawek, a sam przysiadłem się do staruszki i bez żadnych wstępów, zaczynam:
— Pani dobrodziejko!... Czy sądzi pani, że Wokulski jest godnym człowiekiem?...
— Ach, dobry panie Rzecki, jak możesz o to pytać?... W swoim domu zniżył nam komorne, wydobył Helenkę z takiej hańby, dał jej posadę na 75 rubli, Heluni przysłał tyle zabawek...
— Za pozwoleniem — przerywam. — Jeżeli więc zgadza się pani, że to człowiek zacny, to muszę pani dodać, pod największym sekretem, że jest bardzo nieszczęśliwy...
— W imię Ojca i Syna!... — przeżegnała się staruszka. — On nieszczęśliwy, on, który ma taki sklep, spółkę, taki straszny majątek?... On, który niedawno sprzedał kamienicę?... Chyba, że ma długi, o których ja nic nie wiem.
— Długów ani grosza — mówię, — a po zlikwidowaniu interesu ma ze 600 tysięcy rubli, choć dwa lata temu, miał ze 30 tysięcy rubli, rozumie się, oprócz sklepu... Ale, pani dobrodziejko!... pie-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.