Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

widać w uniwersytecie uczą tego. Bo za moich czasów, na wsi, jeżeli ojciec, mający młodego syna, dał trzy, a cztery krowy na rok... fiu! fiu!.. to już zaraz obrażał się nawet ksiądz proboszcz, ażeby mu nie psuć owieczek. A ci panie...
— Miałeś pan mówić o baronowej — wtrąciłem, bo nie lubię, jeżeli głupstwa trzymają się szpakowatej głowy.
— Właśnie... Otóż tedy... A najgorszy bestya to ten Patkiewicz, co trupa udaje... Jak zapadł wieczór, a ten pokraka wylazł na schody, to mówię ci, taki był pisk, jakby stado szczurów tamtędy przechodziło...
— Miałeś pan przecie o baronowej...
— Właśnie też... Otóż tedy, mości dobrodzieju... No i Maleskiemu nic nie brak!... Otóż tedy, jak panu wiadomo, baronowa uzyskała wyrok na chłopaków, ażeby się wyprowadzili ósmego. Tymczasem ci — ani weź... Ósmy, dziewiąty, dziesiąty... oni siedzą, a pani Krzeszowskiej rośnie wątróbka z irytacyi. Wkońcu, naradziwszy się z tym swoim niby adwokatem i z Maruszewiczem, na dzień 15 lutego pchnęła im komornika z policyą.
Drapie się tedy komornik z policyą na trzecie piętro, stuk — puk! drzwi u chłopców zamknięte, ale ze środka pytają się: „Kto tam?“ — „W imieniu prawa otwórzcie!“ — mówi komornik. — „Prawo prawem — mówią mu ze środka — ale my nie mamy klucza. Ktoś nas zamknął, pewnie pani ba-