Patkiewicz, dwaj koledzy spychają go i — mój Patkiewicz, jedzie z krzesłem na sznurach na dół!... To już i komornika zemdliło, a jeden stójkowy przeżegnał się.
„Kark skręci...“ — mówią baby. — „Jezus! Marya! ratuj duszę jego...“ Maruszewicz, jako człowiek nerwowy, uciekł do pani Krzeszowskiej, a tymczasem, krzesełko z Patkiewiczem zatrzymuje się na wysokości drugiego piętra, przy oknie baronowej.
„Skończcież, panowie, z temi żartami!“ — woła komornik, do dwu kolegów Patkiewicza, którzy go spuszczali.
„Ale ba! kiedy nam się sznur zerwał...“ — mówią tamci.
„Ratuj się, Patkiewicz!“ — woła z góry Maleski.
Na dziedzińcu awantura. Baby, (ile, że niejedna mocno interesowała się zdrowiem Patkiewicza), zaczynają wrzeszczeć, stójkowi osłupieli, a komornik zupełnie stracił głowę.
„Stań pan na gzymsie!... Bij w okno...“ — woła do Patkiewicza,
Memu Patkiewiczowi nietrzeba było dwa razy powtarzać. Zaczyna tedy pukać do okna baronowej, tak, że sam Maruszewicz nietylko mu otworzył lufcik, ale jeszcze własnoręcznie wciągnął chłopa do pokoju.
Nawet baronowa przybiegła zatrwożona i mówi do Patkiewicza:
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.