który chce umieścić u Wokulskiego, „bodajby na piętnaście procent,“ albo kuzyna, któremu chce wyrobić posadę, albo pragnie poznać się z Wokulskim dla jakichś innych celów. Co się zaś tyczy dam, te albo również chciały kogoś protegować, albo miały córki na wydaniu i nawet nie taiły się, że pragną odbić Wokulskiego pannie Izabeli, albo, o ile nie były zbyt dojrzałemi, rade były uszczęśliwić go same.
— Oto być żoną takiego człowieka! — mówiła z Fertalskich Wywrotnicka.
— Choćby nawet i nie żoną! — odparła z uśmiechem baronowa von Ples, której mąż od pięciu lat był sparaliżowany.
„Tyran... despota...“ — powtarzała panna Izabela, czując, że lekceważony przez nią kupiec, zwraca ku sobie wiele spojrzeń, nadziei i zazdrości.
Pomimo resztek pogardy i wstrętu, jakie w niej jeszcze tlały, musiała przyznać, że ten szorstki i ponury człowiek, więcej znaczy i lepiej wygląda, aniżeli marszałek, baron Dalski, a nawet aniżeli panowie: Niwiński, Malborg i Szastalski.
Najsilniej jednak wpłynął na postanowienia jej książe.
Książe, na którego prośbę Wokulski nietylko w grudniu roku zeszłego nie chciał ofiarować pani Krzeszowskiej 10,000 rubli, ale nawet w styczniu i lutym roku bieżącego, nie dał ani grosza na protegowanych przez niego ubogich, książe na chwilę
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.