rzyła się. — I to mówi człowiek postępowy, w wieku emancypacyi!...
— Niech licho weźmie emancypacyą! — odparł Ochocki. — Piękna emancypacya. Wy chciałybyście mieć wszystkie przywileje: męskie i kobiece, a żadnych obowiązków... Drzwi im otwieraj, ustępuj im miejsca, za które zapłaciłeś, kochaj się w nich, a one...
— Bo my jesteśmy waszem szczęściem — odpowiedziała drwiąco pani Wąsowska.
— Coto za szczęście?... Sto pięć kobiet przypada na stu mężczyzn, więc czem się tu drożyć?
— Toteż pańskie wielbicielki, garderobiane, zapewne nie drożą się...
— Naturalnie! Ale najnieznośniejsze są wielkie damy i... służące z restauracyi. Coto za wymagania, jakie grymasy!...
— Zapominasz się pan — rzekła dumnie pani Wąsowska.
— No, to pocałuję w rączkę — odparł, natychmiast wykonywując swój zamiar.
— Proszę nie całować w tę rękę...
— Więc w tamtę...
— A co, nie powiedziałam, że przed wieczorem pocałujesz mnie pan w obie ręce?
— Ach, jak Boga kocham!... Nie chcę być u pani na obiedzie... tu wysiadam...
— Zatrzymaj pan powóz.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.