opadają liście całemi tumanami, i zostaje tylko czarny szkielet.
„Gdzie mnie tam do kochania! — myślała. — We mnie już namiętności wygasły“.
Rzecki tymczasem wciąż wykonywał swój chytry plan... Z początku mówił jej, że panna Łęcka zgubi Wokulskiego, potem, że tylko inna kobieta mogłaby go otrzeźwić... Potem wyznał, że Wokulski jest znacznie spokojniejszy w jej towarzystwie, a nareszcie (ale o tem wspomniał w formie domysłu), że Wokulski zaczyna ją kochać.
Pod wpływem tych zwierzeń pani Stawska szczuplała, mizerniała, nawet zaczęła się trwożyć. Opanowała ją bowiem jedna myśl: co ona odpowie, jeżeli Wokulski wyzna, że ją kocha?... Wprawdzie serce w niej już oddawna zamarło, ale czy będzie miała odwagę odepchnąć go i przyznać, że ją nic nie obchodzi? Czy mógł jej nie obchodzić człowiek taki jak on, nie dlatego, że mu coś zawdzięczała, ale że był nieszczęśliwy i że ją kochał. Która kobieta — myślała sobie — potrafi nie ulitować się nad sercem, tak głęboko zranionem, a tak cichem w swojej boleści?
Zatopiona w wewnętrznej walce, z której nie miała się nawet przed kim zwierzyć, pani Stawska nie spostrzegła zmiany w postępowaniu pani Milerowej, nie zauważyła jej uśmiechów i półsłówek.
— Jakże się miewa pan Wokulski? — pytała jej nieraz kupcowa. — O, dziś jest pani mizer-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.