niutka... Pan Wokulski nie powinien już pozwolić, ażeby pani tak pracowała...
Pewnego dnia, było to jakoś w drugiej połowie marca, pani Stawska, wróciwszy do domu, zastała matkę zapłakaną.
— Coto znaczy, mamo?... Co się stało?... — spytała.
— Nic, nic, moje dziecko... Co ci mam życie zatruwać plotkami!... Boże miłosierny, jacy ci ludzie niegodziwi.
— Pewnie mama odebrała anonim. Ja co parę dni odbieram anonimy, w których nawet nazywają mnie kochanką Wokulskiego, no i cóż?... Domyślam się, że to sprawka pani Krzeszowskiej i rzucam listy do pieca.
— Nic, nic, moje dziecko... Gdybyż to anonimy... Ale była dziś u mnie ta poczciwa Denowa z Radlińską i... Ale co ja ci mam życie zatruwać!... One mówią, (słychać to podobno w całem mieście), że ty zamiast do sklepu, chodzisz do Wokulskiego...
Pierwszy raz w życiu w pani Stawskiej obudziła się lwica; podniosła głowę, oczy jej błysnęły i odpowiedziała twardym tonem.
— A gdyby tak było, więc i cóż?...
— Bój się Boga, co mówisz?... — jęknęła matka składając ręce.
— No, ale gdyby tak było? — powtórzyła pani Stawska.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.