Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

Cóż — spytał Rzecki — znowu doktor pracuje nad włosami?... Phi! co za mnóstwo cyfr... Jak sklepowe rachunki.
— Bo też to są rachunki z waszego sklepu i waszej spółki — odparł Szuman.
— A pan zkąd je masz?
— Mam tego dosyć. Szlangbaum namawia mnie, ażebym mu powierzył mój kapitał. Ponieważ wolę mieć sześć tysięcy, aniżeli cztery tysiące rocznie, więc jestem gotów wysłuchać jego propozycyi. Ale że nie lubię działać na ślepo, więc zażądałem cyfr... No i jak widzę, zrobimy interes.
Rzecki był zdumiony.
— Nigdy nie myślałem — rzekł — ażebyś pan zajmował się podobnemi kwestyami.
— Bom był głupi — odparł doktor, wzruszając ramionami. — W moich oczach Wokulski zrobił fortunę, Szlangbaum robi ją a ja siedzę na paru groszach, jak kamień na miejscu. Kto nie idzie naprzód, cofa się...
— Ależto nie pańska specyalność zbijanie pieniędzy.
— Dlaczego nie moja? Niekażdy może być poetą, albo bohaterem, ale każdy potrzebuje pieniędzy — mówił Szuman. — Pieniądz jest spiżarnią najszlachetniejszej siły w naturze, bo ludzkiej pracy. On jest sezamem, przed którym otwierają się wszystkie drzwi, jest obrusem, na którym zawsze można znaleźć obiad, jest lampą Aladyna, za