udał mu się wynalazek. Tymczasem on hula po Warszawie z tą ładną panią Wąsowską, dla której więcej znaczy dobry tancerz, aniżeli największy wynalazca.
Żyd zrobiłby inaczej. Gdyby był elektrotechnikiem, znalazłby sobie kobietę, która albo siedziałaby z nim w pracowni, albo handlowała elektrycznością. A gdyby był finansistą, jak Wokulski, nie kochałby się naoślep, tylko szukałby żony bogatej. Wreszcie możeby wziął ubogą i piękną, ale wtedy musiałyby procentować jej wdzięki. Ona prowadziłaby mu salon, zwabiała gości, uśmiechałaby się do możnych, romansowałaby z najmożniejszymi, słowem, na wszelki sposób popierałaby interes firmy, zamiast ją gubić.
— I w tym wypadku byłeś pan przed półrokiem innego zdania — wtrącił Rzecki.
— Nie przed półrokiem, ale przed dziesięcioma laty. Ba! trułem się po śmierci narzeczonej, ale to właśnie jeden więcej argument przeciw waszemu systematowi. Dziś aż cierpnę, kiedy pomyślę, że albo mogłem umrzeć, licho wie poco, albo ożenić się z kobietą, która strwoniłaby mi majątek.
Rzecki podniósł się z krzesła.
— Więc teraz — rzekł — ideałem pańskim jest Szlangbaum.
— Ideałem nie, ale dzielnym człowiekiem.
— Który wydobył rachunki sklepowe...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.