— Gniewasz się pan?
— Nie... Tylko nie wierzę w ubóstwienie pieniędzy.
— To stan przejściowy.
— A któż panu zaręczy, że marzycielstwo Wokulskich albo Ochockich nie jest stanem przejściowym? Machina latająca, śmieszna to rzecz napozór, ale tylko napozór; wiem cos o jej wartości, bo przez całe lata tłómaczył mi to Stach... Lecz gdyby takiemu naprzykład Ochockiemu udało się ją zbudować, pomyśl pan, co byłoby więcej warte dla świata: czy spryt Szlangbaumów, czy marzycielstwo Wokulskich i Ochockich?
— Tere-fere! — przerwał doktor. — Już ja na tych godach nie będę.
— Ale gdybyś pan był, musiałbyś chyba trzeci raz zmienić program.
Doktor zmięszał się...
— No, co tam — rzekł. — Jakiżto interes miałeś pan do mnie?
— Tej biednej Stawskiej... Ona naprawdę zakochała się w Wokulskim.
— Ehe!... takiemi sprawami już mógłbyś pan mnie nie zajmować — ofuknął go doktor. — Kiedy jedni zbogacają się i rosną w siłę, a inni bankrutują, on mi zawraca głowę amorami jakiejś pani Stawskiej. Nietrzeba było bawić się w swata...
Rzecki opuścił doktora, tak zmartwiony, że
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/173
Ta strona została uwierzytelniona.