musiał leżeć w domu i jeszcze doktor mnie pokrajał. Aż tu panna Maryanna jak nie zacznie do mnie chodzić, łóżko prześciełać, pokrajanie mi opatrywać... Mówił doktor, żeby nie jej opatrunki, tobym ztydzień dłużej leżał. Mnie nieraz złość brała, osobliwie jak mnie trzęsło; więc jednego dnia mówię: „co sobie panna Maryanna robi subiekcyą?... Panna myśli, że ja się z panną ożenię, a ja chybabym zgłupiał, żeby się z taką wiązać, co się dziesięciu wysługiwała“...
A ona nato nic, tylko spuściła głowę i łzy jej kap... kap...
„Przecie ja rozumiem — mówi — żeby się pan Węgiełek ze mną nie ożenił“...
Aż mnie z przeproszeniem łaski pańskiej, zemdliło z wielkiej litości, kiedym to usłyszał. I zaraz powiedziałem Wysockiej: „wie pani Wysocka co, może ja się z panną Maryanną ożenię“...
A ona nato: „nie bądź głupi, bo“...
Kiedy nie śmiem mówić — dodał nagle Węgiełek — znowu całując Wokulskiego w rękę.
— Mów śmiało.
„Bo — rzekła mi pani Wysocka — jakbyś się ożenił z panną Maryanną, to możebyś obraził pana Wokulskiego, za jego łaskę nad nami wszystkiemi... Kto zaś wie, czy panna Maryanna do niego nie chodzi“...
Wokulski zatrzymał się przed nim...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.