spada mu zasłona, poza którą widać zupełnie inny świat i inną pannę Izabelę... Ale w tej samej chwili uczuł taki zamęt w głowie, ból w piersiach, szał w nerwach, że uciekł do przedpokoju i ztamtąd na ulicę, obawiając się, że traci rozum.
„Boże miłosierny! — szepnął — zdejmijże ze mnie to przekleństwo“...
O kilka kroków od Molinarego, przy mikroskopijnym stoliczku, siedziała pani Wąsowska z Ochockim.
— Moja kuzynka zaczyna mi się coraz mniej podobać — rzekł Ochocki, patrząc na pannę Izabelę. — Widzi ją pani?...
— Od godziny — odparła pani Wąsowska. — Ale zdaje mi się, że i Wokulski coś spostrzegł, bo był bardzo zmieniony. Żal mi go...
— O, niech pani będzie spokojna o Wokulskiego. Prawda, że dziś jest rozbity, ale jeżeli się raz ocknie... Takich nie zabijają wachlarzem.
— Więc może być dramat...
— Żadnego — rzekł Ochocki. — Ludzie o skoncentrowanych uczuciach wówczas tylko są niebezpieczni, jeżeli nie mają rezerw...
— Mówisz pan o tej pani... jakże ona... Sta... Star?...
— Boże uchowaj, tam nic niema i nigdy nie było. Zresztą dla zakochanego mężczyzny, nie stanowi rezerwy inna kobieta.
— Więc cóż?
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.