Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

w niem krytyk nieprzychylnych. Dodali wkońcu, że tak mierny skrzypek i pospolity człowiek, tylko w Warszawie mógł doznać podobnych owacyj.
Panna Izabela była oburzona i przypomniała panu Pieczarkowskiemu, że nie kto inny, tylko on chwalił artystę. Pan Pieczarkowski zdziwił się i powołał się na świadectwo obecnego pana Rydzewskiego i nieobecnego Szastalskiego, że Molinari od pierwszej chwili nie budził w nim zaufania.
Przez następne dwa dni panna Izabela uważała wielkiego artystę jako ofiarę zawiści. Powtarzała sobie, że tylko on jeden zasługuje na jej współczucie i że nigdy o nim nie zapomni.
W tym czasie pan Szastalski przysłał jej bukiet fijołków, a panna Izabela nie bez wyrzutów spostrzegła, że Apolo zaczyna być podobnym do Szastalskiego i że Molinari szybko zaciera się w jej pamięci.
Prawie w tydzień po koncercie, kiedy bez światła siedziała w swoim pokoju, przed oczyma jej stanęła dawno zapomniana wizya... Zdawało jej się, że w towarzystwie ojca zjeżdża powozem z jakiejś góry, w dolinę napełnioną chmurami dymów i pary. Zpomiędzy chmur wysunęła się olbrzymia ręka trzymająca kartę, na którą pan Tomasz patrzył z niespokojną ciekawością. „Z kim ojciec gra?“ — pomyślała. — W tej chwili wionął wiatr i z tumanów ukazała się twarz Wokulskiego, także w olbrzymich rozmiarach.