siadł w dorożkę i kazał jechać do pani Misiewiczowej.
— Przybiegłem tylko na chwilę, bo mam załatwić pilny interes — zawołał uradowany. — Wie pani, Stach będzie tu dzisiaj... Zdaje mi się, (ale mówię to pani w największej tajemnicy), że Wokulski już stanowczo zerwał z Łęckimi...
— Czyby tak?... rzekła pani Misiewiczowa, składając ręce.
— Jestem prawie pewny, ale... żegnam panią ... Stach będzie dziś wieczorem...
Istotnie Wokulski był wieczorem i, co ważniejsza, zaczął bywać każdego wieczoru. Przychodził dosyć późno, kiedy Helunia już spała, a pani Misiewiczowa odchodziła do swego pokoju i z panią Stawską przepędzał po parę godzin. Zwykle milczał i słuchał jej opowiadań o sklepie Milerowej, albo o brukowych wypadkach. Sam odzywał się rzadko, a wtedy wypowiadał aforyzmy, nawet nie mające związku z tem, co do niego mówiono.
Raz rzekł bez powodu.
— Człowiek jest jak ćma: naoślep rwie się do ognia, choć go boli i choć się w nim spali. Robi to jednak dopóty — dodał po namyśle — dopóki nie oprzytomnieje. I tem różni się od ćmy...
„Mówi o pannie Łęckiej!...“ — pomyślała pani Stawska i serce jej śpieszniej uderzyło.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.