Kiedy wrócił do siebie i wpadł do sklepu, był tak rozpromieniony, że pan Ignacy nieledwie przeraził się...
— Co tobie? — zapytał.
— Powinszuj mi; jestem narzeczonym panny Łęckiej.
Ale Rzecki, zamiast winszować, mocno pobladł.
— Miałem list od Mraczewskiego — rzekł po chwili. — Suzin, jak wiesz, jeszcze w lutym wysłał go do Francyi...
— Więc?... — przerwał Wokulski.
— A no, pisze mi teraz z Lyonu, że Ludwik Stawski żyje i mieszka w Algierze, tylko pod nazwiskiem Ernesta Waltera. Podobno handluje winem. Przed rokiem ktoś go widział.
— Sprawdzimy to — odpowiedział Wokulski i spokojnie zanotował w katalogu adres.
Odtąd każde popołudnie spędzał u państwa Łęckich, a nawet raz nazawsze został zaproszony na obiady.
W kilka dni przyszedł do niego Rzecki.
— Cóż mój stary! — zawołał Wokulski. — Jakże tam z księciem Lulu?... Gniewasz się jeszcze na Szlangbauma, że śmiał sklep kupić?...
Stary subjekt pokręcił głową.
— Pani Stawska — rzekł — już nie jest u Milerowej... Trochę chora... Mówi coś o wyjeździe z Warszawy... Możebyś tam wstąpił?...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/210
Ta strona została uwierzytelniona.