podał Krzeszowskiemu. Baron rzucił okiem i zawołał:
— Więc to ten łotr Maruszewicz?... Ależ honorem ręczę, że oddał mi tylko 600 rubli i jeszcze dużo mówił o interesowności pana Wokulskiego...
— A to? — spytał Rzecki, podając dragi papier.
Baron obejrzał dokument zgóry nadół i zdołu do góry. Usta mu pobladły.
— Teraz wszystko rozumiem — rzekł. — Ten kwit jest sfałszowany, a sfałszowany przez Maruszewicza. Ja nie pożyczałem pieniędzy od pana Wokulskiego!...
— Niemniej jednak pani baronowa nazwała nas szachrajami...
Baron podniósł się z fotelu.
— Wybacz pan — rzekł. — W imieniu mojej żony uroczyście przepraszam i niezależnie od satysfakcyi, jaką gotów jestem dać panom, zrobię co potrzeba, ażeby naprawić krzywdę wyrządzoną panu Wokulskiemu... Tak, panie. Złożę wizyty wszystkim moim przyjaciołom i oświadczę im, że pan Wokulski jest dżentlmenem, że zapłacił za klacz 800 rubli i że obaj staliśmy się ofiarami intryg tego łotra Maruszewicza. Krzeszowscy, panie... panie...
— Rzecki.
— Szanowny panie Rzecki, Krzeszowscy nigdy
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.