a przecież sam na uczciwej drodze zdobyłeś miliony w ciągu dwu lat?...
— Niecałych — dodał Wokulski. — Ale to majątek nie wypracowany, tylko wygrany. Wygrałem kilkanaście razy z rzędu dublując stawkę, jak szuler, a cała moja zasługa polega na tem, że grałem nie fałszowanemi kartami.
— Więc znowu szczęście! — krzyknął baron, obrywając binokle. — A ja, mój kuzynie, ani za grosz nie mam szczęścia. Pół majątku przegrałem, drugą połowę zjadły kobietki i — choć w łeb sobie strzel!...
Nie, ja stanowczo nie mam szczęścia!... Oto i teraz. Myślałem, że osioł Maruszewicz zbałamuci baronowę... Dopieroż miałbym spokój w domu!... Jaka byłaby ona pobłażliwa na moje drobne grzechy... Ale i cóż?... Baronowa ani myśli mi się sprzeniewierzyć, a tego błazna czekają roty aresztanckie... Proszę cię, wsadź go tam koniecznie, bo jego łotrowstwa nawet mnie już zaczynają nudzić.
A więc — zakończył — między nami zgoda. Dodam tylko, że odwiedziłem wszystkich znajomych, do których mogły dojść moje nieostrożne słowa o klaczy i najskrupulatniej rzecz wyjaśniłem... Maruszewicz niech idzie do więzienia; tam dla niego najwłaściwsze miejsce, a ja na jego nieobecności zyskam parę tysięcy rubli rocznie... Byłem także u pana Tomasza i u panny Izabeli i również wy-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.