Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

tłómaczyłem nasze nieporozumienie... Strach, jak ten łotr umiał ze mnie wyciskać pieniądze! Choć już od roku nic nie mam, on jednak zawsze odemnie pożyczał. Genialny hultaj!... Czuję, że jeżeli nie przeflancują go do ciężkich robót, nie będę umiał uwolnić się od niego. Do widzenia, kuzynie.
Nie upłynęło dziesięć minut po wyjściu barona, kiedy służący zameldował Wokulskiemu jakiegoś pana, który koniecznie chce się widzieć, ale nie mówi swojego nazwiska.
„Czyżby Maruszewicz?...“ pomyślał Wokulski.
Istotnie wszedł Maruszewicz blady, z pałającemi oczyma.
— Panie! — rzekł ponurym głosem, zamykając drzwi gabinetu. — Widzisz przed sobą człowieka, który postanowił...
— Cóż pan postanowił?
— Postanowiłem zakończyć życie... Ciężka to chwila, ale trudno. Honor...
Odpoczął i mówił dalej wzburzony.
— Mógłbym wprawdzie pierwej zabić pana, który jesteś przyczyną moich nieszczęść...
— O, nie rób pan ceremonii — rzekł Wokulski.
— Pan żartuje, a ja doprawdy mam broń przy sobie i jestem gotów...
— Sprobójno pan swojej gotowości.
— Panie! Tak nie przemawia się do człowieka stojącego nad grobem. Jeżelim przyszedł, to tylko,