nie: czy nie należałoby ostrzedz ich, że on rozumie po angielsku?
Już chciał powstać z siedzenia, kiedy wypadkiem spojrzał w przeciwległą szybę wagonu i zobaczył w niej, jak w lustrze, słabe odbicie panny Izabeli i Starskiego. Siedzieli bardzo blisko siebie, oboje zarumienieni, choć rozmawiali tonem tak lekkim, jakby chodziło o rzeczy obojętne.
Wokulski jednakże spostrzegł, że obojętny ton nie odpowiada treści rozmowy; czuł nawet, że tym swobodnym tonem, chcą kogoś w błąd wprowadzić. I w tej chwili, pierwszy raz, od czasu jak znał pannę Izabelę, przeleciały mu przez myśl straszne wyrazy: „fałsz!... fałsz!...“
Przycisnął się do ławki wagonu, patrzył w szybę i — słuchał. Zdawało mu się, że każde słowo Starskiego i panny Izabeli, pada mu na twarz, na głowę, na piersi, jak krople ołowianego deszczu...
Już nie myślał ich ostrzegać, że rozumie co mówią, tylko słuchał i słuchał...
Właśnie pociąg wyjechał z Radziwiłłowa a pierwszy frazes, który zwrócił uwagę Wokulskiego, był ten:
— Wszystko możesz mu zarzucić — mówiła panna Izabela po angielsku. — Nie jest młody ani dystyngowany; jest zanadto sentymentalny i czasami nudny, ale chciwy?... Już dosyć, kiedy nawet papo nazywa go zbyt hojnym...
— A sprawa z panem K?... — wtrącił Starski.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/240
Ta strona została uwierzytelniona.