— O klacz wyścigową?... Jak to zaraz znać, że wracasz z prowincyi. Niedawno był u nas baron i powiedział, że jeżeli kiedy, to w tej sprawie, pan, o którym mówimy, postąpił jak dżentlmen.
— Żaden dżentlmen nie uwolniłby fałszerza, gdyby nie miał z nim jakichś zakulisowych interesów — odparł z uśmiechem Starski.
— A baron ile razy uwalniał go? — spytała panna Izabela.
— I akurat baron ma rozmaite grzeszki, o których wie pan M. Źle bronisz swoich protegowanych, kuzynko — mówił drwiącym tonem Starski.
Wokulski przycisnął się do ławki wagonu, ażeby nie zerwać się i nie uderzyć Starskiego; ale pohamował się.
„Każdy ma prawo sądzić innych — myślał. — Zresztą, zobaczymy co będzie dalej!...“
Przez kilka chwil słyszał tylko turkot kół i zauważył, że wagon się chwieje.
„Nigdy nie czułem takiego chwiania się wagonu“ — rzekł do siebie.
— I ten medalion — drwił Starski — jest całym prezentem przedślubnym?... Niezbyt hojny narzeczony. Kocha jak trubadur, ale...
— Zapewniam cię — przerwała panna Izabela — że oddałby mi cały majątek...
— Bierzże go, kuzynko, i mnie pożycz ze sto tysięcy... a cóż, znalazła się ta cudowna blaszka?...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/241
Ta strona została uwierzytelniona.