co powiem — rzekł głuchym głosem. — Pan myli się co do siebie... W panu jest tyle demona, ile trucizny w zapałce... I wcale pan nie posiada szampańskich własności... Pan ma raczej własności starego sera, co to podnieca chore żołądki, ale prosty smak może pobudzić do wymiotów... Przepraszam pana...
Starski słuchał oszołomiony. Nic nie rozumiał, a jednak zdawało mu się, że coś rozumie. Zaczął przypuszczać, że ma przed sobą waryata.
Odezwał się drugi dzwonek, podróżni tłumem wybiegli z bufetu do wagonów.
— I jeszcze dam panu radę, panie Starski. Przy korzystaniu ze względów płci pięknej, lepszą jest tradycyjna ostrożność, aniżeli więcej lub mniej demoniczna śmiałość... Pańska śmiałość demaskuje kobiety. A że kobiety nie lubią być demaskowane, więc... możesz pan stracić u nich kredyt, co byłoby nieszczęściem i dla pana i dla pańskich pupilek...
Starski wciąż nie rozumiał o co chodzi.
— Jeżeli pana czem obraziłem — rzekł — gotów jestem dać satysfakcyą...
Zadzwoniono po raz trzeci.
— Panowie, proszę siadać!... — wołali konduktorzy.
— Nie, panie — mówił Wokulski, zwracając się z nim do wagonu państwa Łęckich. — Gdybym czuł potrzebę satysfakcyi od pana, jużbyś nie żył,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.