I stał się człowiek. Żył kilkadziesiąt lat, a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał, że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność. Goniąc za jednem pragnieniem znajdował tysiące innych, uciekając przed jednem cierpieniem, wpadał w morze cierpień i tyle odczuł, tyle przemyślał, tyle pochłonął sił bezświadomych, że wkoncu obudził przeciw sobie całą naturę.
„Dosyć!... — poczęto wołać ze wszystkich stron. — Dosyć!... ustąp innym miejsca w tem widowisku“...
„Dosyć!... dosyć!... już dosyć!“... — wołały kamienie, drzewa, powietrze, ziemia i niebo. „Ustąp innym!... niech i oni poznają ten nowy byt“...
Dosyć!... Więc znowu ma zostać niczem i to w chwili, kiedy ów wyższy byt, jako ostatnią pamiątkę, daje mu tylko rozpacz po tem co stracił i żal za tem, czego nie dosięgnął!...
„Ach, gdyby już słońce weszło! — szepnął Wokulski. — Wracam do Warszawy... zabiorę się do jakiejkolwiek roboty i skończę z temi głupstwami, które mi rozstrajają nerwy... Chce Starskiego? niech ma Starskiego!... Przegrałem na niej?... Dobrze!... Zato wygrałem na innych rzeczach... Wszystkiego nie można posiadać“...
Od kilku chwil czuł na wąsach jakąś gęstą wilgoć...
„Krew?“ — pomyślał. — Otarł usta i przy świetle zobaczył na chustce pianę.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.