przążkę, załatwiam interesa Stacha. Przed październikiem ma nas Szlangbaum spłacić zupełnie. Biedy nie zaznam, bo poczciwy Stach zapewnił mi półtora tysiąca rubli dożywotniej pensyi; ale jak sobie człowiek pomyśli, że niedługo nic już nie będzie znaczył w sklepie, do niczego nie będzie miał już prawa...
Niewarto żyć... Gdyby nie Stach i nie Napoleonek, to czasem jest mi tak ciężko na świecie, że zrobiłbym sobie co... Kto wie, stary kolego Katz, czy nienajmądrzej postąpiłeś? Nie masz wprawdzie żadnych nadziei, ale też i nie boisz się zawodów... Nie twierdzę, ażebym się ich lękał, bo przecie ani Wokulski, ani Bonaparte... Ale zawsze... tak coś... Jaki ja jestem zmęczony; już nawet ciężko mi pisać. Takbym gdzie pojechał... Mój Boże, dwadzieścia lat nie wyjrzałem za warszawskie rogatki!...
Nic nie pomoże, muszę wybrać się w podróż, spojrzeć na góry i lasy, wykąpać się w słońcu i w powietrzu szerokich równin zacząć nowe życie; może nawet wyniosę się gdzie na prowincyą, w sąsiedztwo pani Stawskiej, bo i cóż więcej pozostaje emerytowi?...
Ten Szlangbaum dziwny człowiek... Anibym myślał, znając go biedakiem, że on tak potrafi zadzierać nosa. Już widzę zapoznał się przez Maruszewicza z baronami, przez baronów z hrabiami, a tylko jeszcze nie może dostać się do księcia,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.