wność, a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach. Może być źle!...
Zato wobec gości jest uniżony, a hrabiom a nawet baronom właziłby pod podeszwy. Ale wobec swoich podwładnych istny hipopotam: ciągle parska i depcze ludzi po nogach. To nawet nie jest pięknie... Swoją drogą radca, Szprot, Klejn i Lisiecki, nie mają racyi grozić mu jakiemiś awanturami.
Cóż więc ja dziś znaczę w sklepie przy takim smoku? Gdy chcę zrobić rachunek, on zagląda mi przez ramię; wydam jaką dyspozycyą, on ją zaraz głośno powtarza. Ze sklepu usuwa mnie coraz bardziej, przy znajomych gościach ciągle mówi: „mój przyjaciel Wokulski... mój znajomy baron Krzeszowski... mój subjekt Rzecki...“ Gdy zaś jesteśmy sami, nazywa mnie „kochanym Rzesiem...“
Parę razy w najdelikatniejszy sposób dałem mu do zrozumienia, że te pieszczotliwe nazwiska nie robią mi przyjemności. Ale on biedak nawet nie poznał się na tem; ja zaś mam zwyczaj długo czekać, nim komu nawymyślam. Lisiecki robi to zmiejsca, więc Szlangbaum szanuje go...
Swoją drogą Szuman miał racyą, mówiąc wtedy, że my, z dziada pradziada, myślemy: jak trwonić pieniądze? a oni: jakby je zrobić? Pod tym względem byliby już dziś pierwszymi na świecie, gdyby ludzka wartość zasadzała się tylko na pieniądzach. Ale co mi tam!...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.