Raz przywidziało mu się, że leży na wysokim katafalku i zaczął myśleć o śmierci. Zdawało mu się, że musi umrzeć, koniecznie na paraliż serca, ale ani przerażało go to, ani cieszyło. Niekiedy z ciągłego siedzenia na fotelu cierpły mu nogi, a wówczas myślał, że idzie śmierć i z obojętną ciekawością uważał, jak szybko owe cierpnięcie posuwa się do serca? Obserwacye te chwilowo robiły mu jakby cień przyjemności, ale i one rozpływały się w apatyi.
Służącemu nakazał nie przyjmować nikogo; pomimoto, kilka razy odwiedził go doktor Szuman.
Na pierwszej wizycie wziął go za puls i kazał pokazać język.
— Może angielski?... — spytał Wokulski; lecz wnet opamiętał się i wyrwał rękę.
Szuman bystro popatrzył mu w oczy.
— Nie jesteś zdrów — rzekł — co ci dolega?
— Nic. Czy znowu zajmujesz się praktyką?
— Spodziewam się! — zawołał Szuman — a pierwszą kuracyą zrobiłem na samym sobie: uleczyłem się z marzycielstwa.
— Bardzo pięknie — odparł Wokulski. — Rzecki wspominał mi coś o twojem wyleczeniu.
— Rzecki jest półgłówek... stary romantyk... To rasa już ginąca! Kto chce żyć, musi trzeźwo patrzeć na świat... Uważajno i pokolei zamykaj oczy. Kiedy ci powiem: lewe... prawe... prawe.. Załóż nogę na nogę...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.