— Co ty robisz, mój kochany?... — zapytał Wokulski.
— Badam cię...
— O!... I masz nadzieję zbadać?
— Spodziewam się.
— A potem?
— Będę cię leczył.
— Z marzycielstwa?
— Nie, z neurostenii.
Wokulski uśmiechnął się i rzekł pochwili:
— Czy możesz wyjąć człowiekowi jego mózg i włożyć na to miejsce inny?
— Tymczasem nie...
— No, to daj spokój leczeniu.
— Mogę podsunąć ci nowe pragnienia...
— Już je mam... Chciałbym zapaść się pod ziemię, choć tak głęboko, jak... studnia w zasławskim zamku... I jeszcze chciałbym, ażeby mnie zasypały gruzy, mnie i mój majątek i nawet ślad tego, że kiedy istniałem. Oto moje pragnienia, owoc wszystkich poprzednich.
— Romantyzm!... — zawołał Szuman, klepiąc go po ramieniu. — Ale i to przejdzie.
Wokulski już nic nie odpowiedział. Gniewał się za swoje ostatnie wyrazy i dziwił się: zkąd nagle przyszła mu taka otwartość?... Głupia otwartość!... Co komu do jego pragnień? Poco on to mówił?... Poco, jak bezwstydny żebrak, odsłonił swoje rany?...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.