Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/289

Ta strona została uwierzytelniona.

rodzaj ulgi. Im więcej myślał o Paryżu, im żywiej przedstawiały mu się tamtejszy ruch, budowle, targi, muzea, tem mocniej zacierała się sylwetka kobiety, spoczywającej w objęciach mężczyzny...
Już zaczął spacerować po mieszkaniu i oczy jego przypadkowo zatrzymały się na stosie ilustracyi. Były tam kopie z galeryi drezdeńskiej i monachijskiej, Don Quichot z rysunkami Dorégo, Hogart...
Przypomniał sobie, że skazani na gilotynę, najznośniej przepędzają czas, oglądając rysunki... I odtąd całe dnie schodziły mu na przeglądaniu rysunków. Skończywszy jednę książkę, brał się do drugiej, trzeciej... i znowu powracał do pierwszej.
Ból głuchnął, widziadła ukazywały się coraz rzadziej, otucha rosła...
Najczęściej jednak przeglądał Don Quichota, który robił na nim potężne wrażenie...
Przypomniał sobie tę dziwną historyą człowieka, przez kilkanaście lat żyjącego w sferze poezyi — tak jak on, który rzucał się na wiatraki — jak on, który zmarnował życie uganiając się za ideałem kobiety — jak on, i, zamiast królewny, znalazł brudną dziewkę od krów — znowu jak on!...
„A jednakże ten Don Quichot był szczęśliwszy odemnie! — myślał. — Dopiero nad grobem zaczął budzić się ze swych złudzeń... A ja?...“
Im dłużej przypatrywał się rysunkom, im bar-