— Z Paryża?... — rzekł. — Tak. z Paryża. Ciekawym, coto?...
Ale ciekawość jego nie była dość silną, ażeby zachęcić go do otworzenia i przeczytania listu.
— Taki gruby list!... Komu, u licha, chce się dziś tyle pisać?
Rzucił pakiet na biurko i w dalszym ciągu wziął się do czytania Tysiąca i jednej nocy.
Coto za rozkosz dla zmęczonego umysłu, te pałace z drogich kamieni, drzewa, których owocami były klejnoty!... Te kabalistyczne słowa, przed któremi ustępowały mury, te cudowne lampy, dzięki którym można było zwalczać nieprzyjaciół, przenosić się w mgnieniu oka o setki mil... A ci potężni czarodzieje!.... Co za szkoda, że taka władza dostawała się ludziom złośliwym i nikczemnym!...
Odkładał książkę i, śmiejąc się sam z siebie, marzył, że on jest czarodziejem, który posiada dwie bagatelki: władzę nad siłami natury i zdolność stawania się niewidzialnym...
— Myślę — rzekł — że po kilku latach mojej gospodarki, świat wyglądałby inaczej... Najwięksi hultaje zmieniliby się na Sokratesów i Platonów.
Wtem spojrzał na list paryski i przypomniał sobie Geista i jego słowa:
„Ludzkość składa się z gadów i tygrysów, między któremi ledwie jeden na całą gromadę znaj-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.