w serce jakaś wielkość pełna spokoju. I dziwił się, że on, który był zdolnym doświadczać podobnego uczucia, mógł kochać, czy gniewać się na pannę Izabelę, albo zazdrościć jej Starskiemu!...
Wstyd uderzył mu na twarz, choć nikogo nie było w pokoju.
Widzenie znikło, Wokulski ocknął się. Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym; ale w jego duszy huczał jakiś potężny głos, niby echo kwietniowej burzy, grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie.
Pierwszego czerwca odwiedził go Szlangbaum. Wszedł zakłopotany, ale przypatrzywszy się Wokulskiemu nabrał otuchy.
— Nie odwiedzałem cię do tej pory — zaczął — bo wiem, żeś był niezdrów i nie chciałeś nikogo widywać. No, ale dzięki Bogu, już wszystko przeszło...
Kręcił się na krześle i zpod oka rzucał spojrzenia na pokój; może spodziewał się znaleść w nim więcej nieładu.
— Masz jaki interes? — zapytał go Wokulski.
— Nie tyle interes, ile propozycyą... Właśnie, kiedy dowiedziałem się, żeś chory, przyszło mi na myśl... Uważasz... tobie potrzeba dłuższego wypoczynku, usunięcia się od wszelkich zajęć, więc przyszło mi na myśl, czybyś nie zostawił u mnie tych stu dwudziestu tysięcy rubli... Miałbyś bez kłopotu dziesiąty procent...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.