Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/302

Ta strona została uwierzytelniona.

ty sam nie wiesz, czego się trzymać: raz gardzisz żydami, drugi raz oceniasz ich zbyt wysoko...
— Gardzę jednostkami, szanuję siłę gromady.
— Wprost przeciwnie aniżeli ja, który gardzę gromadami, a niekiedy szanuję jednostki.
Szuman zamyślił się.
— Rób, jak chcesz — rzekł, biorąc za kapelusz. — Faktem jest jednak, że jeżeli ty wyjdziesz ze swojej spółki, to ona wpadnie w ręce Szlangbauma i całej zgrai parszywych żydziaków. Tymczasem gdybyś został, mógłbyś tam wprowadzić ludzi uczciwych i przyzwoitych, którzy mają niewiele wad, a wszystkie żydowskie stosunki.
— Tak, czy owak, spółkę opanują żydzi.
— Ale bez twej pomocy zrobią to żydzi chederowi, a z tobą zrobiliby uniwersyteccy.
— Czyto nie wszystko jedno! — odparł Wokulski, wzruszając ramionami.
— Nie wszystko. Nas z nimi łączy rasa i wspólne położenie, ale dzielą poglądy. My mamy naukę, oni Talmud, my rozum, oni spryt; my jesteśmy trochę kosmopolici, oni partykularyści, którzy nie widzą dalej poza swoję synagogę i gminę. Gdy chodzi o wspólnych nieprzyjaciół, są wybornymi sprzymierzeńcami, ale gdy o postęp judaizmu... wówczas są dla nas nieznośnym ciężarem! Dlatego w interesie cywilizacyi leży, ażeby kierunek spraw był w naszych rękach. Tamci mogą tylko zapluga-