— Et, nic!... Trochę starość, trochę... Ot nic!...
— Ależ ty lecz się, mój drogi, wyjedź gdzie...
— Powiem ci, że próbowałem wyjeżdżać... Już nawet byłem na kolei... Ale ogarnęła mnie taka tęsknota za Warszawą i... za naszym sklepem — dodał ciszej — że... Iii... cotam!... Przepraszam cię, żem tu przyszedł...
— Ty mnie przepraszasz, kochany stary?... Ja myślałem, że gniewasz się na mnie...
— Ja na ciebie?... — odparł Rzecki, wpatrując się w niego z przywiązaniem. — Ja na ciebie?... Ale cotam!... Przypędziły mnie tu interesa i ciężki kłopot...
— Kłopot?
— Wyobraź sobie, że Klejn aresztowany...
Wokulski cofnął się z krzesłem.
— Klejn i ci dwaj... pamiętasz?... Ten Maleski i Patkiewicz...
— Zaco?
— Oni mieszkali w domu baronowej Krzeszowskiej, no i trochę, coprawda, szykanowali tego... tego Maruszewicza... On groził, a ci jeszcze lepiej... W końcu poleciał na skargę do cyrkułu... Zeszła policya, zrobił się jakiś skandal i wszystkich trzech wzięto do kozy.
— Dzieciaki... dzieciaki!... — szepnął Wokulski.
— Ja to samo mówiłem — ciągnął Rzecki. —
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.