Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

seryo myślą o tym interesie. Niema dnia, ażeby nie odwiedził mnie Szuman, albo Szlangbaum, a każdy namawia, ażebym ja po tobie prowadził spółkę...
— Właściwie ty ją dziś prowadzisz.
Rzecki machnął ręką.
— Twojemi pomysłami i pieniędzmi! — odparł. — Ale mniejsza... Z tego widzę, że Szuman należy do jednej partyi, a Szlangbaum do drugiej i że potrzebują sztromanów... Przedemną, jeden na drugiego wiesza psy, ale wczoraj słyszałem, że obie partye już mają się porozumieć.
— Mądrzy! — szepnął Wokulski.
— Ale ja do nich straciłem serce — odparł Rzecki. — Jestem przecie stary kupiec i mówię ci, że u nich wszystko stoi na bladze, szacherce i tandecie.
— Niebardzo im wymyślaj — wtrącił Wokulski — boćto przecie my ich wyhodowaliśmy...
— Nie my!... — zawołał gniewnie Rzecki — oni wszędzie tacy... Gdziekolwiek ich spotkałem: w Peszcie, Konstantynopolu, w Paryżu i w Londynie, zawsze widziałem jednę zasadę: dawać jak najmniej, a brać jak najwięcej, tak we względzie materyalnym, jak i w moralnym... Blichtr!... zawsze blichtr!...
Wokulski zaczął chodzić po pokoju.
— Szuman miał racyą, — rzekł — że wzrasta do nich niechęć, kiedy nawet ty...