prawił czytając. — No, kochany Stachu, dziś niema już żadnej przeszkody... Żeń się z nią... Ach, gdybyś wiedział, jak ona cię kocha... Zaraz doniosę o tem biedaczce, a papiery ty sam zawieź i... oświadcz się z miejsca... Już widzę, że spółka będzie uratowana, a może i sklep... Paruset ludzi, których uchronisz od nędzy, pobłogosławi was... Coto za kobieta!... Przy niej dopiero znajdziesz spokój i szczęście...
Wokulski stanął przed nim i pokiwał głową.
— A ona ze mną znajdzie szczęście? — spytał.
— Szalenie cię kocha... Ty nawet nie domyślasz się...
— A wie ona: co kocha?... Czy ty nie widzisz, że ja już jestem tylko ruiną, najgorszą, bo moralną... Zatruć komu szczęście potrafię, ale dać!... I jeżeli mógłbym dać coś światu, to chyba pieniądze i pracę, ale... nie dla dzisiejszych ludzi i jak najdalej od nich.
— Eh, przestań!... — zawołał Rzecki. — Ożeń się z nią, a zaraz inaczej spojrzysz...
Wokulski śmiał się smutno.
— Tak... ożenić się!... Spętać dobrą i niewinną istotę, wyzyskiwać najszlachetniejsze uczucia, a myślą być gdzieindziej... I może jeszcze za rok lub dwa wymawiać, że dla niej porzuciłem wielkie zamiary?...
— Może wynalazek tego Geista?... — pytał Rzecki.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.