Czasami coś przeczytać, czasami gdzie wyjechać, wysłuchać koncertu i tak doczekać starości!“
Na tydzień przed sesyą, która miała zdecydować o losach spółki, wizyty u Wokulskiego stały się coraz częstszemi. Przychodzili kupcy, arystokracya, adwokaci, zaklinając go, ażeby nie opuszczał stanowiska i nie narażał instytucyi, która przecież jest jego dziełem. Wokulski przyjmował interesantów z tak lodowatą obojętnością, że nawet nie mieli ochoty wypowiedzieć mu swoich argumentów; mówił, że jest znużony i chory, i że musi się wycofać.
Interesanci odchodzili bez nadziei; każdy jednak przyznawał, że Wokulski musi być ciężko chory. Wychudł, odpowiadał krótko i cierpko, a w oczach paliła mu się gorączka.
— Zabił się chciwością! — mówili kupcy.
Na parę dni przed ostatecznym terminem, Wokulski wezwał swego adwokata i prosił go o zawiadomienie wspólników, że, stosownie do zawartej z nimi umowy, wycofuje kapitał i usuwa się ze spółki. Inni mogą zrobić to samo.
— A pieniądze? — spytał adwokat.
— Dla nich już są gotowe w banku; ja zaś mam rachunki z Suzinem.
Adwokat pożegnał go strapiony. Tegoż dnia przyjechał do Wokulskiego książe.
— Słyszę nieprawdopodobne rzeczy! — zaczął książe, ściskając go za rękę. Adwokat pański za-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.