chowuje się tak, jakby pan naprawdę miał zamiar nas opuścić...
— Czy książe myślał, że żartuję?...
— No, nie... Ja myślę, że pan spostrzegł jakieś niedogodności w naszej umowie i...
— I targuję się, ażeby zmusić was do podpisania innej, która zmniejszy wasze procenta, a zwiększy moje dochody... — podchwycił Wokulski. — Nie, książe, usuwam się zupełnie naseryo.
— Więc robi pan zawód swoim wspólnikom...
— Jaki? Panowie sami zawiązaliście ze mną spółkę tylko na rok i sami żądaliście takiego prowadzenia interesów, ażeby w ciągu miesiąca po rozwiązaniu umowy, każdy wspólnik mógł wycofać swój wkład. To było wasze wyraźne żądanie. Ja zaś przekroczyłem je o tyle, że zwrócę pieniądze nie w miesiąc dopiero, ale w godzinę po rozwiązaniu spółki.
Książe upadł na fotel.
— Spółka zostanie — rzekł cicho — ale na miejsce pana, wejdą do niej starozakonni...
— To już z wyboru panów.
— Żydowszczyzna w naszej spółce!... — westchnął książe. — Oni nawet na posiedzeniach gotowi rozmawiać po żydowsku... Nieszczęsny kraj! nieszczęsny język!...
— Niema obawy — wtrącił Wokulski. — Większość naszych wspólników ma zwyczaj rozmawiać na sesyach po francusku i językowi nic się nie
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/321
Ta strona została uwierzytelniona.