— Mam nadzieję, że porozumiecie się z nimi lepiej, niż z nami — rzekł Wokulski z ironią.
Książe miał łzy w oczach.
— Myślałem — mówił wzruszony — że będziesz pan złotym mostem pomiędzy nami a tymi, którzy... coraz więcej odsuwają się od nas...
— Chciałem być mostem, ale podpiłowano go i zawalił się... — odpowiedział Wokulski, kłaniając się...
— Wracajmy więc do okopów świętej Trójcy!...
— To jeszcze nie okopy... to dopiero spółka z żydami.
— Tak pan mówisz?... — zapytał książe, blednąc. — A więc ja... nie należę do tej spółki... Nieszczęsny kraj!...
Kiwnął głową i wyszedł.
Nareszcie odbyła się sesya, rozstrzygająca losy spółki do handlu z cesarstwem.
Przedewszystkiem zarząd, utworzony przez Wokulskiego, złożył sprawozdanie za rok ubiegły. Okazało się, że obroty przewyższały kilkanaście razy kapitał, który przyniósł nie 15%, ale 18% zysku. Wspólnicy, słuchając tego, byli wzruszeni i na wniosek księcia podziękowali zarządowi i nieobecnemu Wokulskiemu przez powstanie.
Potem podniósł się adwokat Wokulskiego i oświadczył, że jego klient z powodu choroby wycofuje się nietylko od zarządu, ale nawet od udziału w spółce. Wszyscy oddawna byli przygo-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/325
Ta strona została uwierzytelniona.