towani na tę wiadomość, niemniej zrobiła wrażenie bardzo przygnębiające.
Korzystając z przerwy, książe poprosił o głos i zawiadomił obecnych, że: skutkiem usunięcia się Wokulskiego i on występuje ze spółki. Co powiedziawszy, zaraz opuścił salę obrad, na odchodne zaś rzekł do któregoś ze swoich przyjaciół:
— Nigdy nie miałem zdolności do operacyj handlowych, a Wokulski jest jedynym człowiekiem, któremu mogłem powierzyć honor mego nazwiska. Dziś niema jego, więc i ja nie mam tu co robić.
— Ale dywidenda?... — szepnął przyjaciel.
Książe spojrzał na niego zgóry.
— To, com robił, robiłem nie dla dywidendy, ale dla nieszczęśliwego kraju — odparł. — Chciałem do naszej sfery wlać trochę świeżej krwi i świeższych poglądów; muszę jednak wyznać, żem przegrał i to nie z winy Wokulskiego... Biedny ten kraj!...
Wyjście księcia, aczkolwiek nieoczekiwane, zrobiło mniejsze wrażenie; obecni bowiem już byli uprzedzeni, że spółka utrzyma się.
Teraz wystąpił jeden z adwokatów i, drżącym głosem, odczytał bardzo piękną mowę, której treścią było to, że: z usunięciem się Wokulskiego, spółka traci nietylko kierownika, ale i pięć szóstych kapitału. „Powinnaby więc upaść — ciągnął mówca — gruzami swojemi zasypać cały kraj, tysiące pracowników, setki rodzin...“
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.