powinny błogosławić Starskiego, zato, że umizgał się do baronowej...
— Paradoks!... — wtrącił Wokulski.
— Jaki paradoks!... To są przecie fakta... A cóż pan sądzisz, czy Starski niema zasługi, że uwolnił barona od takiej żony?... Mówiąc między nami, to żaba nie kobieta. Myślała tylko o strojach, zabawach i kokietowaniu, ja nawet nie wiem, czy ona co kiedy czytała, czy naco patrzyła z uwagą... Istny kawał mięsa przy kości, który udawał, że ma duszę, a miał ledwie żołądek... Pan jej nie znałeś, pan nie wyobrażasz sobie, coto jest za automat i jak tam pod wszelkiemi pozorami człowieczeństwa nie było nic ludzkiego... Że baron nareszcie poznał się na niej, tożto jakby wygrał wielki los...
— Boże miłosierny! — szepnął Wokulski.
— Co pan mówi? — zapytał Ochocki.
— Nic.
— Ale ocalenie zapisów nieboszczki prezesowej i uwolnienie barona od takiej żony, to dopiero cząstka zasług Starskiego...
Wokulski przeciągnął się na krześle.
— Bo wyobraź pan sobie, że ten cymbał swojemi umizgami może przyczynić się do faktu rzeczywiście doniosłego — mówił Ochocki. — Rzecz jest taka. Ja nieraz napomykałem Dalskiemu (i zresztą wszystkim, którzy mają pieniądze), że wartoby założyć w Warszawie gabinet doświad-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/341
Ta strona została uwierzytelniona.