zdaje mi się, że pan trochę przecenia zasługi tego pana, a już całkiem zapomina pan...
— O czem?...
— O tem, że pracownia technologiczna wyrośnie z cierpień i gruzów ludzkiego szczęścia. I nawet nie zadaje pan sobie pytania, jaką drogą przeszedł baron od miłości dla swojej żony do... pracowni technologicznej!...
— A cóż mnie to obchodzi! — zawołał Ochocki, wyrzucając rękoma. — Kupić postęp społeczny za cierpienia choćby najokropniejsze jednostki, to dalibóg! tanie kupno.
— A czy pan przynajmniej wiesz, jakie bywają cierpienia jednostek? — spytał Wokulski.
— Wiem! wiem!... Wyrywali mi przecież bez chloroformu paznogieć u nogi i to jeszcze u wielkiego palca...
— Paznogieć? — powtórzył w zamyśleniu Wokulski. — A czy pan zna ten dawny aforyzm: „Niekiedy duch ludzki rozdziera się i walczy z samym sobą?“... Kto wie, czyto niegorsze od wyrwania paznogcia, a może i od zdarcia całej skóry?
— Iii... to jakaś niemęska dolegliwość! — odparł, krzywiąc się Ochocki — To może kobiety doświadczają czegoś podobnego przy porodach... Ale mężczyzna...
Wokulski roześmiał się głośno.
— Śmiejesz się pan ze mnie?... — ofuknął Ochocki.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/343
Ta strona została uwierzytelniona.