Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/355

Ta strona została uwierzytelniona.

siedzieć w mieście na początku sierpnia?... O, basta, mój panie!... Pojutrze zabieram pana do siebie, bo inaczej cień nieboszczki prezesowej nie dałby mi spokoju... Od dzisiejszego dnia przychodzi pan do mnie na obiady i kolacye: po obiedzie jedziemy na spacer, a pojutrze... bądź zdrowa Warszawo!... Dosyć tego...
Wokulski był tak zahukany, że nie umiał zdobyć się na odpowiedź. Nie wiedział, co zrobić z rękoma i czuł, że na twarz biją mu ognie.
Zadzwoniła. Wszedł lokaj.
— Proszę podać wina — rzekła pani Wąsowska. — Wiesz, tego maślacza... Panie Wokulski, niech pan zapali papierosa.
Wokulski natychmiast zapalił papierosa, modląc się w duszy, ażeby mógł zapanować nad drżeniem rąk. Lokaj przyniósł wino i dwa kieliszki; pani Wąsowska nalała oba.
— Pij pan — rzekła.
Wokulski wypił duszkiem.
— O tak, to lubię!... Za pańskie zdrowie! — dodała, pijąc. — A teraz musi pan wypić za moje...
Wokulski wypił drugi kieliszek.
— A teraz wypije pan za spełnienie moich zamiarów... Proszę... proszę... tylko natychmiast...
— Zapozwoleniem pani — odparł — ale ja nie chcę upić się.
— Więc pan nie życzy mi spełnienia zamiarów?