sprzedałem się, tylko nie dla zyskania majątku, ale z nędzy...
— Cóż dalej?
— Ale żona moja przedewszystkiem zgóry nie posądzała mnie o niewinność, a ja jej, coprawda, nie obiecywałem miłości. Byłem bardzo lichym mężem, ale zato, jak człowiek kupiony, byłem najlepszym subjektem i najwierniejszym jej sługą. Chodziłem z nią po kościołach, koncertach, teatrach, bawiłem jej gości i faktycznie potroiłem dochody ze sklepu.
— I nie miałeś pan kochanek?
— Nie, pani. Tak gorzko odczuwałem moję niewolę, żem poprostu nie śmiał patrzyć na inne kobiety. Niech więc pani przyzna, że mam prawo być surowym sędzią pani baronowej, która, sprzedając się, wiedziała, że nie kupowano od niej... jej pracy...
— Okropność! — szepnęła pani Wąsowska, patrząc w ziemię.
— Tak, pani. Handel ludźmi jest rzeczą okropną, a jeszcze okropniejszą handel samym sobą. Ale dopiero tranzakcye, zawierane w złej wierze, są rzeczą haniebną. Gdy się taka sprawa wykryje, następstwa muszą być bardzo przykre dla strony zdemaskowanej.
Jakiś czas oboje siedzieli, milcząc. Pani Wąsowska była zirytowana, Wokulski sposępniał.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/360
Ta strona została uwierzytelniona.