Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/361

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie!... — zawołała nagle — ja muszę z pana wydobyć zdanie stanowcze...
— O czem?
— O różnych kwestyach, na które mi pan odpowie jasno i wyraźnie.
— Czy to ma być egzamin?
— Coś nakształt tego.
— Słucham panią.
Można było myśleć, że się waha; przemogła się jednak i zapytała:
— Więc utrzymuje pan, że baron miał prawo odepchnąć i zniesławić kobietę?...
— Która go oszukała?... Miał.
— Co pan nazywa oszustwem?
— Przyjmowanie uwielbień barona, pomimo feblika, jak pani mówi, do pana Starskiego.
Pani Wąsowska przygryzła usta.
— A baron ile miał takich feblików?...
— Zapewne tyle, na ile mu starczyło ochoty i okazyi — odparł Wokulski. — Ale baron nie pozował na niewinność, nie nosił tytułu specyalisty od czystości obyczajów, nie był zato otaczany hołdami. Gdyby baron zdobył czyjeś serce, twierdząc, że nigdy nie miał kochanek, a miał je, byłby także oszustem. Coprawda, nie tego w nim szukano.
Pani Wąsowska uśmiechnęła się.
— Wyborny pan jesteś!... A któraż kobieta