i, za cenę największych niebezpieczeństw, zdobywa majątek, aby go złożyć u stóp swego ideału... Ale świat czasem traci, jeżeli ten waryat, odkrywszy mistyfikacyą, upada złamany, do niczego nie zdolny... Albo... nie rozporządziwszy majątkiem, rzuca się... To jest... strzela się z panem Starskim i dostaje kulą po żebrach... Świat traci, pani, jedno zabite szczęście, jeden zwichnięty umysł, a może człowieka, który mógł coś zrobić...
— Ten człowiek sam sobie winien...
— Ma pani racyą: byłby winien, gdyby, spostrzegłszy się, nie postąpił jak baron i nie zerwał ze swojem ogłupieniem i hańbą...
— Krótko mówiąc — rzekła pani Wąsowska — mężczyzni nie zrzekną się dobrowolnie swoich dzikich przywilejów wobec kobiet...
— To jest: nie uznają przywileju zwodzenia...
— Kto zaś odrzuca układy — mówiła z uniesieniem — ten rozpoczyna walkę...
— Walkę?... — powtórzył, śmiejąc się Wokulski.
— Tak, walkę, w której strona silniejsza zwycięży... A kto silniejszy, to dopiero zobaczymy!... — zawołała, potrząsając ręką.
W tej chwili stała się rzecz dziwna. Wokulski nagle schwycił panią Wąsowską za obie ręce i umieścił je między trzema palcami swojej.
— Cóżto znaczy?... — zapytała blednąc.
— Próbujemy, kto silniejszy — odparł.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/365
Ta strona została uwierzytelniona.