Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/366

Ta strona została uwierzytelniona.

— No... już dosyć żartów...
— Nie pani, to nie są żarty... To tylko mały dowód, że z panią, jako reprezentantką walki, mogę zrobić, co mi się podoba. Tak, czy nie?
— Puść mnie pan — zawołała, szarpiąc się — bo zawołam na służbę...
Wokulski puścił jej ręce.
— Ach; więc będziecie panie walczyć z nami przy pomocy służby?... Ciekawym, jakiego wynagrodzenia zażądaliby ci sprzymierzeńcy i czy pozwoliliby nie dotrzymywać zobowiązań?
Pani Wąsowska przypatrywała mu się, naprzód z lekką trwogą, potem z oburzeniem, wkońcu wzruszyła ramionami.
— Wie pan, co mi na myśl przyszło?
— Żem oszalał.
— Coś nakształt tego.
— Wobec tak pięknej kobiety i przy takiej dyskusyi, byłoby to rzeczą naturalną.
— Ach, jakiż plaski kompliment!... — zawołała z grymasem. — W każdym razie muszę wyznać, żeś mi pan trochę zaimponował. Trochę... Ale nie wytrzymałeś pan w roli, puściłeś mi ręce i to mnie rozczarowało...
— O, ja potrafiłbym nie puścić rąk.
— A ja potrafiłabym zawołać na służbę...
— A ja, przepraszam panią, potrafiłbym zakneblować usta...
— Co?... co?...