dzień... Że przez ten czas mówiła tylko o panu i że najulubieńszem miejscem jej przejażdżek, jest... zamek zasławski!... Ile razy siadała na tym wielkim kamieniu z napisem, ile razy widziałam łzy w jej oczach... A nawet raz rozpłakała się nadobre, powtarzając wyryty tam dwuwiersz: „Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie, bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił...“ Cóż pan nato?...
— Co ja nato?... — powtórzył Wokulski. — Przysięgam, że jedynem mojem życzeniem w tej chwili jest, ażeby zaginął najdrobniejszy ślad mojej znajomości z panną Łęcką... A przede wszystkiem ten nieszczęśliwy kamień, który ją tak roztkliwia.
— Gdyby to była prawda, miałabym piękny dowód męskiej stałości...
— Nie, miałaby pani tylko dowód cudownej kuracyi — mówił wzruszony. — O Boże!... zdaje mi się, że mnie ktoś na parę lat zamagnetyzował, że przed dziesięcioma tygodniami zbudzono mnie nieumiejętnie i że dopiero dziś ocknąłem się naprawdę...
— Pan to mówisz naseryo?...
— Czyliż pani nie widzi, jaki jestem szczęśliwy?... Odzyskałem siebie i znowu należę do siebie... Niech mi pani wierzy, że jestto cud, którego najzupełniej nie rozumiem, ale który porównać można tylko z przebudzeniem z letargu człowieka, który już leżał w trumnie.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.